poniedziałek, 3 października 2016

Nagroda za wyróżnienie od Sergiusza Osmańskiego

Tak, tak, wiem. Ciągle o tym piszę, ale jestem mocno podniecona tym wyróżnieniem już dwa miesiące! Nadal niektórych rzeczy nie rozumiem, np. dlaczego ja? Dlaczego moja praca? Co w mojej pracy było takiego, że aż dyrektor artystyczny Sephory ją wyróżnił? Nie wiem, może w końcu ktoś mnie oświeci. :)
No, ale nic. Z tydzień po egzaminie przyjechałam znowu do Warszawy odebrać paczuszkę. Ciągle miałam w głowie, że to nie będzie nic dużego. Śmiałam się z koleżankami ze szkoły, że odbiorę zdjęcie z podpisem Sergiusza, co oczywiście dla mnie byłoby i tak super nagrodą (samo poznanie go było dla mnie... WOW!). Chociaż dziewczyny żartowały i próbowały nakręcić mnie na jakieś super nagrody, ja jednak pozostawałam sceptyczna, by się nie rozczarować.
Tak więc pojechałam do Warszawy i z moją wielką walizką (muszę sobie kupić małą) szłam po centrum szukając biura Sephory. Żeby go znaleźć musiałam prosić mamę o pomoc, bo pracuje w Warszawie i jej koleżanki są stamtąd i podpowiedziały mi gdzie iść. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie wielka burza tego dnia, która nadeszła właśnie w trakcie, gdy zmierzałam po upragnioną, ukochaną paczuszkę. Na szczęście udało mi się przed ulewą dostać do biura i panie z recepcji dały mi to:

Proszę was! Oczy mi się zrobiły wielkie jak 5zł! Zdziwienie zmieszane ze szczęściem! Ogromna paczka! Wielka torba Sephory, tylko dla mnie!
Szybko ją wzięłam, ładnie paniom podziękowałam i wyszłam. Oczywiście musiałam zrobić zdjęcie przed biurem, bo koleżanki ze szkoły się niecierpliwiły, ale ze względu na pogodę postanowiłam włożyć torbę do walizki, pojechać do mieszkania i dopiero tam otworzyć paczkę. Nie macie pojęcia jak się cieszyłam, że miałam tak wielką torbę i mogłam spokojnie włożyć tam bez problemu torbę.

Po przyjeździe pod mieszkanie spotkałam się z mamą, kupiłyśmy sobie obiad i poszłyśmy do domu. Obie byłyśmy strasznie głodne, ale ja nie mogłam moje ciekawskiej natury i otworzyłam swoją nagrodę.
Moim oczom najpierw ukazały się rzeczy BeautyBlender: czarna gąbeczka do podkładu i pudru, szara do różu, dwie małe do korektora oraz liner designer.


Później wyciągnęłam palety: paleta róży Too Faced, paleta cieni Sephory, róż Marc Jacobs. W paczce zostały już drobiazgi, czyli kredka Aqua XXL Make Up For Ever, tusz do rzęs Make Up For Ever, błyszczyk i eyeliner Too Faced oraz duża czarna torba.


Torbę wyciągnęłam piszcząc! WIELKA PACZKA NARS! AAAAA!
W paczce znalazłam trzy palety: do makijażu oczu, twarzy i konturowania, pędzel do konturowania, szminkę i eyeliner!


Czy wszystko już przetestowałam... niestety nie. Ale w najbliższym czasie spróbuję to zrobić i napisać o wszystkich tych produktach. Póki co moim oczkiem w głowie jest paleta róży Too faced. Jest piękna, wyjątkowo napigmentowana i znajdziecie w kolory dopasowane do każdego typu urody.


niedziela, 28 sierpnia 2016

Relacja z mojego egzaminu dyplomowego (dużo zdjęć).

*Wszystkie zdjęcia autorstwa: Limonca
Ten post krótki nie będzie, bo to czas na przechwałki. Chciałam napisać post, w którym napiszę jak wyglądał egzamin w szkole makijażu, do której uczęszczałam przez ostatni rok. Wszystkie zdjęcia z postu robiła Limonca.

W zeszłym roku w czerwcu dostałam się do Akademii Makijażu Mokotowska. Byłam przeszczęśliwa, ponieważ nie każdy od tak może się do niej dostać. Trzeba przejść rozmowę rekrutacyjną, która do najłatwiejszych nie należy. To było rok temu. Przez rok szkoły zdobyłam mnóstwo nowych umiejętności i doświadczenia, których nigdzie indziej bym nie otrzymała. Niestety rok szkoły się skończył, a ja 3 lipca zdawałam egzamin.


W czerwcu dostaliśmy informacje o temacie egzaminu dyplomowego. Tytuł brzmiał "Tysiąc twarzy Lady Gagi- makijaże inspirowane wizerunkiem artystycznym wokalistki". Zaczęłam szukać inspiracji czegoś, co nie będzie oklepane, ani zbyt często wybierane. Dlatego nie poszłam na skróty- wybrałam dość trudny makijaż. Zainspirowałam się wizerunkiem Lady Gagi z płyty Born This Way. Piosenkarka miała wtedy doklejane imitacje rogów, ostrych kości policzkowych i ostrych kości ramion. Chciałam się zainspirować tymi naklejkami i stworzyć makijaż, który wyglądałby jakbym dokleiła takie silikonowe protezy kości policzkowych modelce. Łatwo nie było. Jeden dzień spędziłam u koleżanki malując ją na różne sposoby, potem próbowałam tego u siebie. Ciągle coś mi nie pasowało, ciągle coś było nie tak. Lecz w końcu zrozumiałam jaki błąd popełniałam. Potem poszło już z górki. Chociaż nadal nie miałam pomysłu jak pomalować oczy, by były koloru intensywnej czerni, ale nie odbijały się nad załamaniem. Połączyłam więc czarne cienie z ostrą linią eyelinera. Wyostrzyłam też brwi modelki, mimo że sama Lady Gaga mała je zamalowane, ponieważ wiedziałam, że większość osób tak zrobi (prościej rozjaśnić brwi niż pomalować symetrycznie ;) ). No i oczywiście pomalowałam usta na czerwono, bo to jeden z ważniejszych elementów sesji piosenkarki do albumu.

Jednak na egzaminie makijaż to nie wszystko. Trzeba było również ułożyć włosy i wyszykować stylizację. Wyszykować... no własnie. Według jednej z nauczycielek komisja najlepiej ocenia ubrania zrobione/ przerobione przez siebie. Dlatego poszłam z siostrą do ciuchlandów w poszukiwaniu ubrań, które pasowałyby do koncepcji. Kupiłyśmy T-shirt z trasy koncertowej Kanye Westa z dużym napisem z tyłu "Yeezys", co mocno kojarzyło nam się z jednym z utworów na płycie Lady Gagi. Postanowiłyśmy zmienić ją w koszulkę z dużymi wycięciami pod pachami i na dekolcie, a z tyłu, na dole zrobiłyśmy wiązanie. Ze względu na różnicę wielkości napisów z przodu i z tyłu koszulki musiałyśmy przerabiać jej tył na przód. Aby szwy na ramionach nie były widoczne i, aby bluzka się nie przesuwała poprosiłam mamę mojego narzeczonego, by wszyła w ramiona poduszki (jak w marynarkach z lat '90) i doszyła do nich czarną koronkę. Do poduszek już sama doszyłam koraliki, które robiły za ozdobę ramion. Do tego dobrałyśmy w szmateksie czarne, długie spodnie z eko skóry. Stylizacja wyglądała świetnie.
Z włosami miałam jednak problem, wymyślona fryzura nie pasowała na egzaminie do modelki, więc musiałam ją zmienić. Postawiłam na zawinięty w górę warkocz, w który powkładałam czarne szpilki do włosów (pomysł modelki), co upodobniło ją do korony cierniowej, co również było nawiązaniem do albumu Lady Gagi. Na głowę nałożyłam też czarną chustę z czaszkami, co było również w pierwotnym pomyśle.
Fot. Limonca

Sam dzień egzaminu był dość męczący. Wstałam rano, o 9.30 musieliśmy być już wszyscy w szkole. Przed 10 losowaliśmy modelki, które były przypisane do godziny rozpoczęcia robienia makijażu i wejścia na salę do komisji. Okazało się, że wylosowałam modelkę, która była ostatnia, więc musiałam dwie godziny czekać na swoją kolej. Może to i lepiej. Miałam idealnie pasującą modelkę do mojego pomysłu. Nie stresowałam się jakoś bardzo przed egzaminem. Gdy przeszedł początek mojego malowania również się nie stresowałam. Miałam 1 godzinę 45minut na wszystko: pomalowanie, ubranie i uczesanie. Zaczęłam od czesania i wtedy okazało się, że wymyślona fryzura nie pasuje do modelki, więc improwizowałyśmy z warkoczem (co nam, koniec końców, wyszło na dobre). Zaczęłam się stresować, gdy moja komórka, nastawiona tak, by dzwoniła pół godziny przed wejściem do komisji, zaczęła dzwonić, a ja byłam dopiero po pomalowaniu oczu. Nie pomalowałam jeszcze twarzy, policzków, brwi, ust, nie mówiąc o ubraniu modelki. Wtedy wpadłam w panikę, z której wyciągnęła mnie modelka. Skończyłam o czasie, lecz czułam, że zabrakło mi około 10 minut na dopracowanie ust i policzków. 

Fot. Limonca
Weszłyśmy do sali gdzie czekała na nas komisja składająca się z Pana Dyrektora, Pani Karoliny oraz Pana Sergiusza Osmańskiego. Modelka stanęła na środku, a ja z boku opowiadałam o inspiracji i całej stylizacji. Moja praca została obejrzana dokładnie. Byłam zła, bo okazało się, że szminka, której używałam już do prób tego makijażu trochę spłynęła i zrobiła się mała plamka pod ustami. Zostało to niestety zauważone przez komisję, jak i to, że zabrakło mi jednak tych 10minut. Około godziny 13.30 skończył się egzamin i wszyscy studenci biorący w nim udział czekali na werdykt. Czekanie, jak zwykle, było najbardziej męczące. Komisja wyszła dopiero przed 15 i kazała nam wejść do sali, w której odbywał się egzamin.
Fot. Limonca
Po ustawieniu się na sali z koleżanką z grupy złapałyśmy się za ręce, by dodać sobie otuchy. Egzaminatorzy podziękowali nam za udział i powiedzieli parę słów o poprzednich egzaminach i naszym. Okazało się, że 2 poprzednie grupy prezentowały podobny poziom, a u nas była istna sinusoida. Komisja zaczęła od niemiłej informacji, że niestety jedna osoba w naszej grupie nie zdała. Potem każdy po kolei dostawał dyplomy i certyfikaty. Ja i dwie koleżanki obok mnie stałyśmy nadal bez dyplomów. Okazało się, że obie dostały wyróżnienie od szkoły. Zostałam tylko ja.
Pani Karolina podziękowała nam wszystkim i oddała głos Panu Sergiuszowi Osmańskiemu. Zaczął mówić o tym, że parę lat już egzaminuje w naszej szkole i.... ja się wyłączyłam. Myśli zaczęły mi się kłębić. Nie wiedziałam co się dzieje. Nic nie słyszałam, nic nie widziałam! Dopiero, gdy Sergiusz Osmański wziął mój dyplom i powiedział, że chce osobiście wyróżnić jedną osobę i powiedział moje imię wtedy się "obudziłam"! Dopiero zaczęłam kontaktować i wyszłam na środek, by odebrać dyplom ze łzami w oczach. Łzami szczęścia, bo moja praca została doceniona przez dyrektora artystycznego Sephory! Moje emocje wzięły górę i się rozpłakałam. Nie wiem czemu, po prostu.
Fot. Limonca
Fot. Limonca
Pan Sergiusz powiedział, że po nagrodę za wyróżnienie będę musiała się do niego zgłosić innego dnia. Nagrodę oczywiście tu opiszę innym razem.
Chciałabym dodać, że od samego początku w tej szkole czułam się dobrze. Po każdych zajęciach dzieliłam się wrażeniami z mamą, narzeczonym i koleżankami. Opowiadałam im co robiliśmy, co się działo na zajęciach. Po każdym dniu byłam szczęśliwa, że mogłam uczęszczać do tej szkoły i gdybym mogła to bym jeszcze rok do niej chodziła. :) Polecam ją każdej osobie, która wiąże swoją przyszłość z makijażem.
Ja jednak teraz zaczynam nowy rozdział. Ostatnie wakacje w moim życiu właśnie się skończyły. Czas wrócić do rzeczywistości. Czas znaleźć pracę i częściej opisywać Wam kosmetyki, makijaże i dodawać rady, których dowiedziałam się w szkole i w trakcie paru lat malowania.

Ale na razie...
Miłej nocy!

środa, 10 sierpnia 2016

Czyszczenie gąbek

Wiem, że często są problemy z czyszczeniem gąbek, dlatego chciałam Wam przekazać mój sposób na czyste i nie uszkodzone gąbki.

Gąbki po myciu

Każdy posiadacz gąbki BeautyBlender na pewno zauważył, po paru myciach, jak bardzo gąbka ta potrafi się zniszczyć w trakcie czyszczenia. Kolor schodzi, gąbka jest twardsza, powstają dziury i często nie chce się domyć z podkładów typu Revlon ColorStay, Estee Lauder Double Wear czy innych równie trwałych na twarzy co na narzędziach do ich nakładania.

Jakiś czas temu w szkole dowiedziałam się jak myć gąbeczki jedno- i wielorazowe. Sprawdziłam to i byłam bardzo zaskoczona, jak skuteczna jest ta metoda. Dzięki niej moje dwie gąbki BeautyBlender, które mam już od ponad roku (z czego jedną używałam na sobie średnio raz w tygodniu przez pół roku, a drugą zaczęłam używać dopiero koło września) nadal są całe, zawsze czyste i tylko ta starsza straciła swój intensywny kolor, ale jeszcze zanim kupiłam mydło Solid. Bez tej metody pierwszą gąbkę BeautyBlender musiałam wywalić po pół roku użytkowania, gdyż miał plamy z podkładu, które nie chciały zejść i w pierwszych trzech myciach zrobiłam w nim już parę dziur.

Gąbki przed myciem

Co jest potrzebne?
 - dwie gąbki (jedno/wielorazowe) wszystko jedno
 - woda
 - mydło

Jest jedno "ale", najlepszy efekt uzyskamy czyszcząc dwie gąbki tego samego rodzaju, czyli dwie wielorazowe lub dwie jednorazowe (stożkowe, tanie gąbki). Do BeautyBlendera najlepiej nadaje się mydło Solid, które można kupić w tym samym sklepie co gąbki.

Metoda polega na delikatnym, lecz stanowczym tarciu jedną o drugą gąbkę, gdy już je zmoczymy i nałożymy na nie mydło. Obie gąbki należy trzymać lekko, nie wciskać w nie paznokci. By usunąć nawet najgłębiej siedzące plamy podkładu należy nałożyć mydło na mokre gąbki, pocierać gąbkami o siebie, a następnie wycisnąć je zaczynając od miejsca gdzie jest czysta w stronę plamy podkładu.

Gąbki po myciu
Dzięki tej metodzie gąbki dłużej trzymają kolor oraz utrzymuje swoją miękkość (w przypadku BeautyBlendera dzięki mydle Solid), nie tworzą się dziury, ponieważ nie używamy siły ani nie trzemy paznokciami oraz są zawsze w 100% czyste. Dzięki czemu starczają na dłużej.

Mam nadzieję, że metoda okaże się równie skuteczna u was, jak i u mnie. :)
Buziaki!

niedziela, 10 lipca 2016

Czym nakładać podkład? Co jest lepsze: pędzel, gąbka czy palce.

Bardzo często słyszę to pytanie. Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią na nie.
Ponieważ nie dysponuję badaniami naukowymi, to mój tekst nie będzie do końca rzetelny (jak wszystkie). Ale posiadam wiedzę oraz własne doświadczenie, dlatego napiszę ten post, tak obiektywnie jak jestem w stanie. Nie oszukujmy się, jako osoba myśląca i posiadająca swój gust nie jestem w stanie wyzbyć się subiektywnej oceny. :)


Czym możemy rozprowadzać podkład:
1. Palce
2. Gąbki
 a. gąbki jednorazowe (małe, trójkątne lub płaskie, zwykłe tanie gąbeczki)
 b. gąbki wielorazowe (typu BeautyBlender i wszystkie inne na nim wzorowane)
3. Pędzle
 a. pędzel płaski
 b. pędzel okrągły ścięty lub nie
 c. pędzel oval (artis brushes oraz pędzle na nich wzorowane)

Żeby odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule trzeba zastanowić się co jest najważniejsze przy nakładaniu podkładu na twarz. Na pewno najważniejszym aspektem jest higiena, ale również wygoda, czas oraz "zjadana" ilość kosmetyków. 



WYGODA
Wygoda, czyli przechowywanie i transport. Oczywiście najlepiej by rzeczy, której używamy zajmowała jak najmniej miejsca i nie była problematyczna w przechowywaniu.
Jeśli chodzi o palce, to problemu nie ma. Zawsze są przy nas i nie zajmują miejsca w bagażu. 
Ale z pędzlami i gąbkami jest trochę inna sytuacja. Do przechowywania obu należy mieć etui lub kosmetyczkę. Tak samo gąbki (mimo bycia elastycznymi), tak samo pędzle mogą się odkształcić podczas złego przechowywania. Trzeba pamiętać również, że osadza się na nich dość szybko kurz, więc po umyciu i wyschnięciu koniecznie trzeba trzymać je w zamkniętych etui/kosmetyczkach.


CZAS
Czas, to również dość ważna sprawa. Wiele z nas maluje się przed wyjściem do pracy czy szkoły, ale nie chcemy wstawać do tego znacznie wcześniej, wolimy się wyspać.
Czas to nie tylko czas nakładania, ale również czas poświęcony na czyszczenie rzeczy,której użyłyśmy lub mamy zamiar użyć oraz czas schnięcia.
W przypadku palców sprawa jest niby prosta. Większość powie, że to najszybsze rozwiązanie, ale czy na pewno? Ręce przed użyciem trzeba umyć. Nie byle jak, aby szybciej, tylko dokładnie, razem z paznokciami. Najlepiej po tym jeszcze posmarować żelem antybakteryjnym, by bakterie z palców na pewno nie przeniosły się na twarz. Podobnie po użyciu, ale czy nie mieliście problemu z doczyszczeniem paznokci po nałożeniu podkładu? Na pewno tak. Nawet pod krótkimi paznokciami zbiera się podkład, który trzeba potem doczyścić, co też krótko nie trwa.
Jeśli chodzi o pędzle, to przed użyciem najlepiej spryskać je jeszcze płynem antybakteryjnym, jako że trochę kurzu mogło na nim osiąść nawet podczas suszenia. Jednak nakładanie podkładu pędzlem zajmuje więcej czasu niż palcami, ponieważ jego powierzchnia jest mniejsza niż powierzchnia palców naszych dwóch rąk. Po makijażu należy umyć pędzel. Tak, po każdym makijażu powinnyśmy myć przyrządy, których używaliśmy. W przypadku pędzli suszenie zajmuje bardzo dużo czasu co jest mało komfortowe (jest też opcja czyszczenia pędzli specjalnymi specyfikami, ale nie polecam robić tego codziennie, jako że ich bazą jest alkohol i mogą zniszczyć włosie przy częstym użytkowaniu). 
Gąbki tutaj muszę podzielić na gąbki jednorazowe, które po makijażu wyrzucamy i następnego dnia bierzemy następną, co skraca czas przygotowania jej do makijażu i czyszczenia "po" do minimum. Gąbki wielorazowe jednak trzeba umyć po makijażu i zazwyczaj moczy się je przed nim. Ale w ich przypadku nie trzeba czekać aż wyschną po umyciu, by ich użyć ponownie, więc jeśli następnego dnia rano gąbka będzie mokra to nie trzeba szukać następnej. Nakładanie podkładu trwa jednak nieco dłużej jak w przypadku palców, a podobnie jak przy pędzlach.


"ZJADANA" ILOŚĆ KOSMETYKÓW
Ta kwestia zależy nie tylko od tego jakiego przyrządu użyjemy, ale też od tego ile my podkładu wylewamy sobie na paletę/rękę. Ale powiedzmy, że wylewamy sobie niewielką ilość podkładu, a jak potrzeba nam więcej to dodajemy go na paletę.
Bez dwóch zdań, najlepiej w tym przypadku sprawują się palce, ponieważ tylko to, co zostanie pod paznokciami i cieniutka warstwa na palcach jest zmarnowana.
Następna w kolejności jest gąbka, ponieważ zmoczona gąbka (każda) wciąga w siebie mniej podkładu, inaczej jest z suchą gąbką. 
Najwięcej kosmetyku marnuje się jednak w pędzlu niezależnie od tego czy wklepujemy kosmetyk czy nie.


HIGIENA
Temat dość długi, złożony i skomplikowany (może napiszę o nim oddzielny post). Spróbuję jednak zwięźle opisać plusy i minusy.
Palce... niestety tutaj nie mogę napisać nic dobrego. Niestety, nasze palce nie są higienicznym sposobem na nakładanie kosmetyków. Pewnie wiele osób będzie się kłócić, że jak umyjesz i nałożysz żel antybakteryjny to już nie ma na nich bakterii. Niestety nasze ciało pracuje, nasza skóra pracuje, non stop wytwarza różne substancje. Oczywiście siebie samego można malować palcami, innych najlepiej nie, chyba że jesteśmy zmuszeni użyć kosmetyku, który nałożony inaczej nie będzie dobrze pracował, ale TRZEBA wtedy spytać osoby malowanej czy się na to zgadza. Może się nie zgodzić, to jej prawo. Ogólnie wizażysta nie powinien rękami dotykać twarz klienta, to jest bardzo niehigieniczne. 
Gąbki jednorazowe. Moje ulubione. Przy dobrym przechowywaniu i używaniu zgodnie z przeznaczeniem, czyli tylko jeden raz są całkowicie higieniczne. Wielorazowe gąbki przy odpowiednim myciu (napiszę oddzielny post na ten temat) również są w 100% higieniczne. Producenci i zwolennicy pędzli mówią, że nie da się ich do końca domyć, ale z mojego doświadczenia wynika, że jest to możliwe. 
Pędzle i ich higiena to chyba najdłuższy temat, ale biorąc pod uwagę odpowiedni mycie, to ich higieniczność jest tylko troszkę mniejsza od gąbek. Dlaczego? Ponieważ podczas schnięcia może na nich osiąść kurz, a że schną dłużej niż gąbki i przed użyciem nie da się ich ponownie umyć (gdyż mokre pędzle źle rozprowadzają podkład, tworzą smugi i często powodują warzenie się podkładu), dlatego są mniej higieniczne.




Według mnie do nakładania podkładu najlepsze są gąbki, potem pędzle, a na końcu palce. Oczywiście, to mój punkt widzenia, a to co napisałam możecie interpretować jak chcecie. Pamiętajcie tylko, że jeśli chcecie być/jesteście wizażystami, to nie powinniście dotykać twarzy klientów, a siebie możecie malować jak chcecie. Osobiście do swojego makijażu używam wszystkiego, zależnie od tego co nakładam. Ostatnio używam azjatyckich kremów BB, które najlepiej wyglądają nakładane palcami. Szybko zasychające podkłady nakładam pędzlem, a resztę gąbką. 

Póki malujemy siebie, to mamy wszystkie trzy opcje do wyboru. Malując kogoś lepiej wybierać między gąbką, a pędzlem dla komfortu waszego i osoby malowanej. Takie moje wnioski. 

sobota, 23 kwietnia 2016

O moim makijażu z perspektywy czasu.

Po ponad miesiącu wracam napisać następny post.
Nie wiedziałam jak zacząć bloga. Myślałam, by dodać zdjęcia makijaży, które robię, albo dać pierwsze rady związane z makijażem. Czegoś jednak mi brakowało.Brakowało mostu między pierwszym postem, a tymi, które mam w planach. Więc uznałam, że napiszę coś o moim makijażu od pierwszej próby do teraz. 

Makijażem, jak większość osób mająca taką pasję, zetknęłam się w dzieciństwie. Mama nie bardzo się malowała, więc to nie z podglądaniem jej podczas robienia makijażu wiążą się moje pierwsze wspomnienia o makijażu. Wiążą się one jednak z jej kosmetykami, które nakładłam to na rękę, to na twarz by zobaczyć czym są. A mama w kosmetyczce miała zawsze podkład, tusz do rzęs oraz kredkę. 
Pierwszy mój makijaż (nie licząc ciapania się czerwoną szminką, którą dała mi babcia) zrobiłam w podstawówce. Nałożyłam wtedy mamowy podkład i tusz do rzęs. Zaczął mi się wtedy trądzik młodzieńczy i uważałam, że w za ciemnym fluidzie wyglądam dobrze. Do następnych makijaży dodawałam cienie zakupione w zestawie do różnych młodzieżowych gazet. Możecie sobie wyobrazić jak wtedy wyglądałam. :D Najbardziej w pamięci moich znajomych został makijaż z kremowym, fioletowym cieniem. Pamiętam jak leciałam do łazienki go zmywać, bo się ze mnie śmiali.
Podstawówka zleciała mi na podbieraniu kosmetyków mamie.
W gimnazjum zaczęłam dostawać większe kieszonkowe, więc mogłam sobie pozwolić czasem na kupno moich kosmetyków. Kosmetyków oczywiście jak najtańszych i nie zawsze dobrych. Zazwyczaj były to podkłady do skóry trądzikowej, albo bardzo kryjące. Mam bardzo jasną skórę i większość podkładów była na mnie za ciemna. Zresztą, do tej pory podkłady z rossmanna są w większości na mnie trochę za ciemne. Wtedy była moda na "EMO", więc mój makijaż musiał zawierać czarną kredkę w linii wodnej. Nadal używałam tuszu do rzęs, ale zaczęłam też nakładać pierwsze pudry, bronzery i róże. No cóż, nadal wyglądałam strasznie, chociaż zaczęła się już moja fascynacja nowymi kosmetykami. Gdy byłam w gimnazjum mama kupiła mi na imieniny drogi tusz do rzęs."Drogi". Dla mnie taki był, kosztował ok 30zł. Był super! Zaraz potem były 18te urodziny mojego brata i przyszły dziewczyny, które mi ten tusz ukradły. :( To chyba najsmutniejsze wspomnienie z tamtych lat związane z kosmetykami. Do tego ciągła walka ze strasznym trądzikiem, zmiany w wyglądzie (w gimnazjum byłam strasznie podobna do mojego brata), bycie ekstremalnie chudą, że nawet moi dziadkowie myśleli, że mam anoreksję i ogólna moja brzydota, w której tak koszmarny makijaż nie pomagał. 
Liceum. To był czas testowania nadal tanich kosmetyków (do 30zł), ale nie aż tak jak w gimnazjum. Zaczęłam odkładać pieniądze i kupować droższe kosmetyki, aby sprawdzić czy są lepsze i warte swojej ceny. Dostawałam też droższe kosmetyki od chłopaka i rodziców (korzystałam z sytuacji). Oglądałam filmiki o kosmetykach i makijażu. Zaczęłam robić sobie bardziej świadomie makijaż. Używałam korektora pod oczy, by zamaskować cienie. Podkłady dobierałam w miarę możliwości do koloru mojej skóry. Zaczęłam malować sobie czarne kreski eyelinerem, kredkę w linii wodnej zmieniłam z czarnej na białą. Mój makijaż był znacznie przyjemniejszy dla oka. Przez te 3 lata mój makijaż zmienił się o 180stopni.
Na 100dniówkę pomalowała mnie znajoma siostry (dopiero ucząca się wizażystka). Moja siostra była wtedy jeszcze w szkole fryzjerskiej. Przedłużyła mi włosy, zrobiła warkocz. Ja miałam czerwone usta, kreski na oczach, kolorystycznie dobrze dobrany podkład. Jako jedna z niewielu nie chodziłam na solarium.

PICT0290
Moje zdjęcie sprzed studniówki. 

Zaczęłam liceum z wyglądem "typowej Andżeliki", a wyszłam z niego wyglądając podobnie jak na zdjęciu.
Po liceum chciałam iść do szkoły makijażu, lecz rodzice uznali, że jestem "zbyt ambitna" by zostać tylko makijażystą i mam iść na studia. Ale wynegocjowałam kurs makijażu. Pierwszy kurs, który... nic mi nie dał. Ale po kursie zaczęłam malować do zdjęć. Zaczęłam zmieniać moje podejście do makijażu. Pojawiały się lepsze tutoriale makijażowe, a ja powoli zaczynałam uczyć się prawdziwej sztuki makijażu. Uczyłam się malować twarze przez całe studia, czyli 3,5roku dietetyki. W czasie moich studiów moja przyjaciółka mówiła mi, że jestem coraz lepsza, bo na początku byłam bardzo kiepska. No cóż, nie od razu Rzym zbudowano. Ale dalej w to brnęłam.
Po licencjacie uznałam, że chcę iść do szkoły makijażu. W kwietniu 2015r. zaczęłam męczyć rodziców szkołą makijażu. Uznałam, że nie nauczę się niczego nowego w zwykłej szkole policealnej i zaczęłam szukać polecanej szkoły makijażu, gdzie do szkoły przyjmowano po rozmowie kwalifikacyjnej. Znalazłam dwie takie szkoły w Warszawie i wzięłam udział w rozmowach.
Dostałam się do jednej z nich i wtedy dowiedziałam się, że po tych 4latach ciągłej nauki na własną rękę jestem na tyle dobra, by mieć predyspozycje do bycia wizażystą. Dopiero po czterech latach. Gdybym próbowała dostać się po liceum, to pewnie bym się nie dostała. Nie zdawałam sobie sprawy ile jeszcze nauki przede mną. Przez ten rok (jeszcze niecały) nauczyłam się tak dużo, że to aż mnie dziwi. W końcu jestem w miejscu, w którym powinnam być i czuję się tu dobrze. Zyskałam taką wiedzę przez te lata, że uznałam, że fajnie byłoby się nią podzielić.

Teraz... nadal mam problemy z cerą. Marzę o czystej, gładkiej skórze. Albo przynajmniej takiej bez dziur i blizn potrądzikowych. Mimo wszystko cieszę się, że dostałam trądzik, ponieważ to dzięki niemu zaczęłam swoją drogę związaną z makijażem, który stał się moją pasją. Mam wiedzę i umiejętności, by tworzyć makijaże i by przekazać podstawową wiedzę o makijażu. Szczególnie informacje, które są trudno dostępne albo ułatwią wam robienie makijażu. Chciałabym pokazać, że podstawowy makijaż nie jest trudny, a kosmetyki nie zawsze drogie = lepsze. :)

Mam nadzieję, że udało mi się stworzyć most, który połączył pierwszy post z każdym następnym.

Do następnego postu. :)

poniedziałek, 21 marca 2016

Krótko o mnie

Kim jestem?
Nazywam się Anna.
Z wykształcenia dietetykiem, lecz ten blog nie będzie o tym. Będzie o makijażu- mojej pasji, z którą chciałabym związać swoją przyszłość.
Jestem w trakcie rocznej szkoły makijażu- Akademii Makijażu Mokotowska. Ukończyłam kurs makijażu I i II stopnia, kurs makijażu ślubnego. Chciałabym na blogu zawrzeć to czego się nauczyłam z internetu, na kursach, w szkole lub odkryłam sama.

Kim jestem prywatnie?
Jestem kobietą. Kobietą spokojną, uśmiechniętą. Na razie bezrobotną, ale w trakcie szukania pracy. Jestem naturalną jasną blondynką. Po analizie kolorystycznej nazwaną mamutem, ponieważ jestem wiosną, która w niedługim czasie wyginie. Straszny ze mnie leniuch. :) Bardzo lubię odpoczywać, wylegiwać się na kanapie, dlatego od ponad pół roku "od jutra" zaczynam ćwiczyć. :)
Punktualność jest dla mnie ważna, lubię być na miejscu o czasie, a nawet przed. Bardzo nie lubię spóźnialskich.
W głowie mam taką wersję siebie: zakompleksiona, niewierząca w siebie mała dziewczynka, która marzy o pięknych makijażach, zdjęciach najwyższej jakości, publikacjach, nagrodach. Niestety wie też, że na wiele rzeczy trzeba mieć pieniądze, przez co przekłada swoje wielkie marzenia na lepszy czas.
Robię wszystko co mogę by rozwijać swoje umiejętności i powiększać wiedzę.

Blog założyłam, bo chciałam mieć miejsce, gdzie mogłabym się wygadać, pokazać co nowego kupiłam, opisać kosmetyki, które używałam, sposoby nakładania konkretnych kosmetyków, pokazać zdjęcia makijaży, które robię, dawać rady odnośnie makijażu.
Wiem, że takich blogów jest wiele. Nie wiem, czy będę oryginalna- zobaczymy.

Nie jestem osobą z wielkiego miasta. Pochodzę z małego miasteczka na wschodzie Polski, gdzie zauważam wiele błędów makijażowych popełnianych przez większość kobiet. Sama nie jestem nieomylna, ale na ile mogę to chcę pomóc.


No to zaczynam :)